wtorek, 27 sierpnia 2013

walka z chwaściorami zakończona :D

Nic dodać, nic ująć.... było ciężko, nawet bardzo ale dałam radę :D normalnie jestem z siebie dumna :) na wiosnę pokupuję róż, kwiatów itp bo teraz pieniążków brak i zrobię sobie piękny ogród. Póki co i tak jest lepiej niż było. Zaraz się pochwalę moimi wynikami "operacji - CHWAST"
Dzień pierwszy - prace posuwają się do przodu, wszystko zrobiłam sama bez najmniejszej pomocy:

Dzień drugi - mąż pomógł mi rozłożyć folię i przekopał 4 grządki żebym łopatą machać nie musiała :)

A teraz zestawienie dwóch zdjęć robionych w tym samym momencie
Przed pracą - piątek:
Po pracy - niedziela:

piątek, 23 sierpnia 2013

Chwasty...

Pierwszy dzień zmagań z chwaściorami i co... na dzień dobry coś się stało z kosiarką. Człowiek chce dobrze a wychodzi jak zawsze... obiecałam sobie, że doprowadzę ogródek do porządku. Z rana powyrywałam młode pędy truskawek bo tak pozarastały zielskiem, że się nie dało nawet w nie wejść. Teraz kiedy chciałam resztę skosić żeby móc położyć agro - włókninę bo dzisiaj zakupiłam i posadzić je od nowa to zaraz na początku koszenia, jak tylko wjechałam na większą trawę, kosiarka się na mnie wypięła i załączyć się nie chce. Chyba jakiś bezpiecznik padł :/ zaraz idę na dwór i będę troszkę wyrywała bo innego wyjścia nie ma z tej i tak nie komfortowej sytuacji. Mam nadzieję, że te truskawki co je rano wyrwałam w wodzie wytrzymają :/ masakra jakaś i tyle....
Tak wyglądał mój plac chwilę temu:


Jak będą posuwały się prace to się zobaczy, będę Wam pokazywała zdjęcia na bieżąco.

sobota, 17 sierpnia 2013

Powrót ze szpitala

Hmm... kto by pomyślał, że nasz syn będzie się aż tak pchał na ten świat... na szczęście jeszcze siedzi. Dostałam kroplówki, sterydy i tabletki do domu i może do września wytrzyma... się okaże. Póki co leżę i odpoczywam a ile mały będzie jeszcze chciał posiedzieć, to się zobaczy :)

niedziela, 4 sierpnia 2013

Dalszy ciąg upałów

      Upał, upał i jeszcze raz upał...
      Mój syn chyba nie może już w tych temperaturach bo prawie wcale się nie rusza... masakra. Dzisiaj w nocy się przelękłam bo przewracając się na drugi bok bardzo mnie zabolało pod żebrami z prawej strony... uczucie hmm jakby mnie ktoś rozrywał żywcem. Potem chwilę oddechu złapać nie mogłam a teraz mnie w tym miejscu boli. Już myślałam, że się coś nie daj Boże zaczęło dziać. Chyba muszę przy tej pogodzie więcej leżeć bo marnie to widzę. Już 2 miesiące do porodu ale ciekawa jestem kiedy Krzyś będzie chciał wyjść. Czasem chciałabym już urodzić bo mnie męczy wstawanie co pół godziny w nocy do WC, ból kręgosłupa, zgaga, żebra, które bolą tak jakby miały zaraz eksplodować. No nic, jeszcze się taki nie urodził co by wszystkim dogodził... póki co wypoczywam po obiadku a rodzinka z Krakowa, która nas odwiedziła razem z mężusiem i teściami grzeją się na słonku :)
        Życzę wszystkim udanej niedzieli :)